Julie
- Czy ktoś
mi w końcu wyjaśni, o co w tym wszystkim chodzi? – odezwała się ponownie
gosposia mojego przyjaciela, gdyż razem z blondynką spoglądałyśmy na nią ze
zdziwieniem.
- Szkoda mówić. – jako pierwsza się ocknęłam i machnęłam ręką.
– Przepraszam, ale naprawdę się śpieszę. – dodałam, po czym pożegnałam się z
Paulą, rzuciłam chłodne spojrzenie dziewczynie Michael’a i ruszyłam przed
siebie.
- A Ty młoda damo może byś mi pomogła nieść zakupy? –
usłyszałam jeszcze surowy ton gosposi, na co zaśmiałam się cicho, gdyż
wiedziałam, że teraz starsza kobieta specjalnie nie da wytchnąć przyszłej pani
Morgan.
Bez żadnych więcej przeszkód dotarłam nareszcie do domu
Mateo i wzięłam się za przyrządzanie posiłku. Kiedy już zostawiłam zupę, by
powoli się gotowała, poszłam do pokoju, który zajmowałam. Od razu otworzyłam walizkę
i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Po dzisiejszym incydencie z „najmądrzejszą”
partnerką Michael’a zrezygnowałam ze starania się o zgodę z przyjacielem. Teraz
już wiedziałam, że nic nie wskóram, gdyż ta jędza przeszkodzi mi za każdym
razem. Postanowiłam więc nagrać wieczorem wiadomość na jego sekretarkę i jeśli
będzie chciał, to przecież sam się odezwie.
- Już jestem. – usłyszałam, kiedy kończyłam się pakować.
- I o co chodziło? Dlaczego Cię wezwali? – zwróciłam się do
Hiszpana, zaglądając przy tym do zupy.
- Wywalili mnie z pracy.
- Co takiego?! Dlaczego?!
- Uważają, że ponoszę winę za tę wczorajszą rozróbę w klubie.
- Jak to możliwe skoro nawet Cię tam nie było? – uniosłam
jedną brew w górę.
- Bo jeden z mężczyzn zamieszanych w tę akcję to mój kuzyn.
W sumie to chyba nawet on to wszystko zaczął. Nie wiem dokładnie.
- Przecież nie jesteś odpowiedzialny za to, co zrobił Twój
kuzyn! – powiedziałam głośno, po czym pokręciłam głową z rezygnacją. – Nie
rozumiem tego.
- Ja też nie. – Mateo bezradnie wzruszył ramionami. – A może
to był tylko pretekst, żeby mnie zwolnić?
- I co teraz zrobisz?
- Nie mam pojęcia. Jestem bez pracy, nie mam za co utrzymać
mieszkania… - zakrył swoją twarz dłońmi. – Pięknie.
Westchnęłam i nalałam zupy do dwóch talerzy. Wspólnie
zjedliśmy obiad, przy którym poinformowałam przyjaciela o moim powrocie do
Madrytu. Gdy później zmywaliśmy razem naczynia, wpadłam na genialny pomysł.
- Wiem jak mogę Ci pomóc!
- Jak? – spojrzał na mnie uważnie, odstawiając szklankę.
- Pojedziesz, a raczej polecisz ze mną do Madrytu. –
uśmiechnęłam się do niego zadowolona ze swojego pomysłu.
- I niby gdzie będę spał?
- Zadzwonię do Ikera. – zaczęłam, odkładając talerz na
miejsce. – Na pewno zgodzi się, żebyś został na te kilka dni zanim znajdziesz
pracę.
- No jakbym dostał pracę, to od razu bym wynajął jakieś
mieszkanie.
- To postanowione, zaczynaj się pakować. A ja idę zadzwonić
do Ikera.
- Dzięki. – odpowiedział i mocno mnie przytulił.
Uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam do pokoju, gdzie
znajdował się mój telefon. Wybrałam numer Hiszpana, po czym usiadłam na łóżko,
czekając aż bramkarz odbierze.
- No cześć słonko, co tam? – powiedział zdecydowanie
przesłodzonym głosem, na co zmarszczyłam brwi.
- W porządku. Dzwonię, żeby Ci powiedzieć, że wracam jutro
do Madrytu. – zamilkłam na chwilę, po czym kontynuowałam. – Coś nie tak?
- Nie, wszystko dobrze! Bardzo się cieszę, że już wracasz. –
oznajmił szybko.
- Ja też. Słuchaj Iker, jest jeszcze jedna sprawa…
- Przepraszam Cię Julie, tu Marcelo. – usłyszałam nagle głos
Brazylijczyka. – Niestety Iker nie może teraz rozmawiać, bo ten… no… właśnie
trener go wezwał na rozmowę o najbliższym meczu. Później oddzwoni, pa!
- Ale… - nie dokończyłam, gdyż usłyszałam dźwięk przerwanego
połączenia.
Popatrzyłam na telefon w totalnym szoku. O co w tym chodzi?
- No i jak, zgodził się? – uniosłam głowę i ujrzałam stojącego
w drzwiach Mateo.
- Nie mam pojęcia, nie zdążyłam mu tego powiedzieć.
- To co teraz będzie?
- Nic, lecisz ze mną. Biorę to na siebie. – wzruszyłam
ramionami.
Iker
- Czemu dałeś
mi znak, żebym Ci pomógł? – zapytał Marcelo, oddając mi telefon.
- Bo nie chciałem okłamać Julie, a podczas tej rozmowy
wynikło, że nasz cały plan się posypał.
- Jaki plan? – zapytali inni, dołączając się do nas.
- Julie jutro wraca. – mruknąłem, zastanawiając się przy tym
nad nowymi szczegółami planu.
- To źle? – spytał Sergio, unosząc brwi do góry.
- Tak. – odparł Marcelo z tak samą zamyśloną miną jak moja.
Koledzy popatrzyli po sobie, wymieniając zdziwione
spojrzenia.
- Dobra, czy któryś z Was mógłby nam wyjaśnić o co w tym
wszystkim chodzi? – odezwał się w końcu Xabi.
- Wszystko zaczęło się od tego, że ostatnio jakaś
dziennikarka zatrzymała mnie na ulicy i udzieliłem jej krótkiego wywiadu. – zacząłem
po chwili, spoglądając na chłopaków, którzy kiwnęli głowami. – No i potwierdziłem
tam rozstanie z Sarą, ale nie podałem powodu. Oczywiście kiedy Sara to
obejrzała, wpadła w szał jak mniemam i postanowiła napisać jakiś absurdalny
artykuł o Julie. Ktoś jej oczywiście pomaga.
- A skąd o tym wiesz? – wtrącił Cristiano.
- Znajomy, który pracuje w tej samej redakcji i nie przepada
za Sarą, powiedział mi o wszystkim. Tylko sam nie wie o czym dokładnie ma być
ten artykuł. – wzruszyłem lekko ramionami, po czym kontynuowałem. – Wiadomo, że
nie chcę, żeby Julie miała przerąbane, więc razem z Marcelo wymyśliliśmy, że może
jutro spotkałbym się z Sarą i porozmawiałbym z nią o tym. Nie wiem, może
cokolwiek bym wskórał. A przecież nie spotkam się z nią u siebie jak będzie tam
Julie!
- Czyli mam rozumieć, że nic nie powiesz dla Julie o tym
całym zamieszaniu?
- No nie chcę. – odpowiedziałem cicho. – Na pewno nie byłaby
zachwycona moim spotkaniem z byłą narzeczoną.
- A może Ty pojedź do Sary? – podsunął Morata. – Powiedziałbyś
Julie, że masz jakąś pilną sprawę do załatwienia.
- To zły pomysł. – pokręcił głową Marcelo. – Bo jak ktoś
zobaczy, że Iker wchodzi do jej mieszkania, to jeszcze wymyślą, że potajemnie
się spotykają. A jak przyłapią Sarę wchodzącą do Ikera, to nasz bramkarz będzie
mógł zmyślić, że ona go nachodzi. Uwierzą jemu, bo widzieli jej zachowanie na
imprezie charytatywnej.
- To ja nie chcę, żeby Sara kłamała a sam mam to robić?
- Ona i tak już po Tobie jedzie, to teraz Ty też jej nie
oszczędzaj. – wzruszył ramionami Ronaldo.
Westchnąłem głośno i ukryłem twarz w dłoniach, nie wiedząc
już co robić. Posiedzieliśmy dłuższą chwilę w milczeniu, myśląc indywidualnie
nad możliwym rozwiązaniem tej skomplikowanej sytuacji.
- Wiem! Że też od razu na to nie wpadliśmy! – krzyknął Sami,
na co prawie podskoczyliśmy. – Spotkaj się z nią dzisiaj.
- Dzisiaj? – spojrzałem na niego uważnie.
- No tak. Wiesz, że Julie wraca jutro, więc teraz jedź do
domu i umów się z Sarą. Jutro będzie już po wszystkim.
- Dobry pomysł. – wtrącił Di Maria. – A my będziemy cały
czas pod telefonami, więc w razie co od razu dzwoń.
- Dzięki, że mogę na Was liczyć. – uśmiechnąłem się do nich
szeroko, po czym zacząłem zbierać swoje rzeczy. – To ja już idę. Im szybciej
będzie po wszystkim, tym lepiej.
- Żeby tylko to się źle nie skończyło. – mruknął Alonso,
lecz nie zwróciłem na to dużej uwagi i ruszyłem do swojego auta, które
zostawiłem na parkingu.
Kilkanaście minut później byłem już u siebie. Zjadłem późny
obiad, zmyłem naczynia, a następnie usiadłem na krześle i wziąłem telefon do ręki.
Przez dłuższy moment bilem się z myślami, lecz w końcu wybrałem numer Sary i
czekałem.
- Halo? – usłyszałem jej poważny głos.
- No cześć. Mam ważną sprawę do Ciebie, ale to raczej nie
jest rozmowa na telefon. Mogłabyś do mnie wpaść? Nawet zaraz.
- A co, nie ma u Ciebie tej nierozgarniętej dżokejki?
- Nie ma. – powiedziałem przez zaciśnięte zęby, mając przy
tym wielką ochotę na rozwalenie czegoś.
- W takim razie chyba mogę przyjechać. Niech będzie, że oderwę
się od pracy, skoro to taka ważna sprawa. – odpowiedziała z lekką ironią. –
Bądź tak uprzejmy i zrób kawę, będę za dwadzieścia minut. – dodała, po czym
rozłączyła się.
- A niech Cię szlag! – krzyknąłem, odkładając telefon.
Następne kilkanaście minut spędziłem na analizowaniu całej
tej sytuacji. Dopiero teraz pomyślałem, że chyba lepiej byłoby powiedzieć o
wszystkim Julie. Ale było już za późno… Gdy zorientowałem się, że do przybycia
Hiszpanki zostało zaledwie kilka minut, szybkim krokiem poszedłem do kuchni i
nastawiłem wodę. Następnie nasypałem kawy do dwóch kubków, później ją zaparzyłem
i czekałem. Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi, zerknąłem na zegarek i zmarszczyłem
lekko brwi z niedowierzania, gdyż byłem pewny, że Sara się spóźni, jak zawsze.
Jednak już po chwili znajdowałem się przy drzwiach…
Julie
-
Niespodzianka! – uśmiechnęłam się szeroko, gdy piłkarz otworzył drzwi.
- Julie? – zapytał totalnie zaskoczony, po czym przeniósł
wzrok na stojącego za mną Mateo. – Ale co Wy tu robicie?
- Mieliśmy przylecieć jutro, ale postanowiliśmy nie czekać i
zdążyliśmy w ostatniej chwili na samolot. – powiedziałam, wchodząc do środka, a
następnie złożyłam na ustach Hiszpana namiętny pocałunek.
- Ale jak to dzisiaj? I jak to „my”?
- No normalnie. – spojrzałam na niego nieco zbita z tropu. –
A Mateo jest ze mną, bo stracił pracę. Wyobrażasz sobie?! No i pomyślałam, że
może znajdzie coś tutaj, a te kilka nocy przenocowałby u Ciebie. – wyjaśniłam.
– Chciałam Ci o tym powiedzieć przez telefon, ale nie zdążyłam.
- Oczywiście jeśli nie pasuje Ci żebym został, to nie ma żadnego
problemu, pojadę do hotelu. – wtrącił mój przyjaciel.
- Nie, no co Ty. Jasne, że możesz zostać. – odparł bramkarz,
spoglądając nerwowo na zegarek.
- Wielkie dzięki.
Zdejmując buty, obserwowałam uważnie piłkarza, gdyż nie
dawało mi spokoju jego dziwne zachowanie. Już na pierwszy rzut oka było widać,
że czymś się przejmuje.
- Iker, wszystko w porządku? – zapytałam, podchodząc do
niego. – Coś się stało?
- Co? Nie. – odparł szybko. – Chodźcie do kuchni, napijemy
się czegoś.
Ruszyliśmy więc w trójkę do sąsiedniego pomieszczenia. Kiedy
podeszłam do kuchennej szafki, moją uwagę przykuły dwa kupki ze świeżo zaparzoną
kawą.
- Spodziewasz się kogoś? – zwróciłam się do Ikera, pokazując
na kubki.
- A no tak, właśnie… Bo kolega ma do mnie przyjść.
- Oo, który? – uśmiechnęłam się szeroko na myśl, że już dziś
zobaczę się z którymś z piłkarzy.
- Za chwilę pogadamy, muszę wykonać bardzo ważny telefon. –
powiedział, wyjmując komórkę z kieszeni i kierując się w stronę sypialni. –
Przepraszam Was, zaraz wracam.
Wymieniliśmy z Mateo zaskoczone spojrzenia. Wzruszyłam ramionami
i zaczęłam szykować kolację.
Iker
Szybko
udałem się do sypialni, zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na łóżko.
- Myśl Iker, myśl. – wyszeptałem, próbując usilnie wymyślić jakieś
skuteczne rozwiązanie.
Po kilku sekundach w błyskawicznym tempie wybrałem numer
Jese, gdyż właśnie jego miałem w ostatnio wybieranych kontaktach.
- Co jest? – usłyszałem po dwóch sygnałach.
- Jese, potrzebuję pomocy! – powiedziałem przyciszonym
głosem, ponieważ nie chciałem, żeby było mnie słychać w kuchni.
- Co?! Nie słyszę Cię!
- A co u Ciebie tak głośno?
- Dziewczyny mnie odwiedziły i nic nie słyszę! – krzyknął do
telefonu. – Ej, przyciszcie tę muzykę! – usłyszałem chwilę później. – Halo,
Iker?
- Dobra, zadzwonię do kogoś innego. Nie ma problemu. –
rozłączyłem się, spoglądając na zegarek. – Boże, ci młodzi to mają tylko jedno
w głowie! – powiedziałem już do siebie. – O, na dodatek zaczynam już gadać jak
Xabi. – klepnąłem się w czoło, przeklinając własną głupotę.
Byłem już totalnie zdenerwowany, ponieważ Hiszpanka mogła
się zjawić w każdej chwili. Już i tak sporo się spóźniała… Postanowiłem spróbować
jeszcze raz zadzwonić do któregoś z kolegów. Ponownie wybrałem pierwszy lepszy
numer.
- Tak? – odezwał się tym razem Marcelo.
- Słuchaj, mam problem! – zacząłem od razu. – Julie
niespodziewanie wróciła dzisiaj! Na dodatek z tym Mateo.
- A na którą umówiłeś się z Sarą?
- Na pół godziny temu! Ona może zjawić się w każdej chwili.
Mam powiedzieć o wszystkim Julie?
- Nie, mam lepszy pomysł! Zaraz do Ciebie wpadnę z którymś z
chłopaków i zajmiemy ich rozmową, a Ty w tym czasie wyjdziesz i coś tam zmyślisz
dla Sary. Pogadacie na zewnątrz, albo w samochodzie.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Genialny! To zbieram posiłki i przybywamy z pomocą! –
krzyknął, po czym się rozłączył.
- O Boże, do kogo ja zadzwoniłem. – pokręciłem głową, zdając
sobie sprawę z tego, że akcja wymyślona przez Marcelo zakończy się komiczną
tragedią.
Wsunąłem telefon do kieszeni i odetchnąłem kilka razy, żeby choć
trochę się uspokoić. Następnie otworzyłem drzwi i ruszyłem w stronę kuchni. I właśnie
wtedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Stanąłem jak wryty na środku pomieszczenia i
przez kilkanaście sekund nie wiedziałem co robić. Marcelo nie dojechałby w
kilka minut, więc to musi być Sara…
- No co tak stoisz? – Julie zaśmiała się, przechodząc obok
mnie. – Przecież trzeba otworzyć.
Ruszyłem szybko za nią i w ostatniej chwili chciałem coś powiedzieć,
lecz ona już zdążyła otworzyć drzwi.
- Cześć Xabi! – powiedziała, po czym uściskała stojącego w
drzwiach Hiszpana, a mi dosłownie kamień spadł z serca. – Dobrze Cię widzieć.
- Ciebie również. – uśmiechnął się i wszedł do środka.
- Kawa już na Ciebie czeka.
- Kawa? – spojrzał na mnie nieco zdziwiony.
- Tak. Przecież prosiłeś, żebym zrobił. – powiedziałem
powoli, unosząc lekko brwi i mając nadzieję, że za chwilę wszystkiego się domyśli.
- Ach, tak! Zapomniałem. – machnął ręką, po czym zaśmiał się
cicho.
- Właśnie podaję kolację, więc zapraszam. – oznajmiła z uśmiechem
Julie i skierowała się do kuchni.
Korzystając z okazji, wyjaśniłem szybko przyjacielowi całą
sytuację.
- A mnie właśnie coś tknęło, żeby przyjść i sprawdzić, czy
wszystko w porządku. – rzekł.
- Wielkie dzięki, właściwie to mnie uratowałeś. –
odpowiedziałem. - Ona na pewno za chwilę tu będzie, przecież nie spóźni się
nie wiadomo ile! – szepnąłem ze złością na koniec.
- A Marcelo kogo ze sobą weźmie?
- Nie mam pojęcia.
- Czy Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, że powierzyłeś taką
misję dla najśmieszniejszego wariata jakiego znam? – zaśmiał się, spoglądając
na mnie.
- Nie patrzyłem do kogo dzwonię. – mruknąłem zły na siebie.
– Pamiętasz jak kiedyś też miał uratować jakąś sytuację i przyszedł w
czapeczkach urodzinowych i z serpentyną, zmyślając, że któryś z chłopaków ma
urodziny?
- Pamiętam. – Hiszpan tym razem roześmiał się głośno. – Myślisz,
że teraz zrobi to samo?
- Mam nadzieję, że nie!
- Może wymyśli coś jeszcze lepszego.
- Chłopaki, idziecie?! – usłyszeliśmy wołającą nas Julie. –
Co Wy tam tyle robicie?
Już mieliśmy ruszyć do kuchni, gdy usłyszeliśmy ten jakże
irytujący dźwięk dzwonka. Spojrzeliśmy na siebie przerażeni, po czym podszedłem
do okna, próbując coś zobaczyć. Niestety było już zbyt ciemno, żebym mógł poznać
osobę, stojącą przed wejściem. Jednak po zarysie sylwetki byłem pewny, że jest
to kobieta. Poczułem jak moje dotychczasowe nerwy opadają i ustępują miejsca
przygnębieniu i rezygnacji. Ruszyłem powoli do drzwi pod czujnym okiem
przyjaciela.
- No to po mnie… - powiedziałem, po czym położyłem dłoń na
klamce.
~ ~ ~ ~ ~ ~
To przebrnęłyśmy przez piętnasty rozdział. Nie wiem kiedy pojawi się następny, coś ostatnio kiepsko u mnie z weną...
Nie przedłużając, uciekam odwiedzać Wasze blogi :)
Trzymajcie się Kochane, buziaki :*:*
CAMPEONES DE CHAMPIONS LEAGUE!!!