piątek, 28 marca 2014

Rozdział 9



Julie

            W ułamku sekundy Iker zerwał się z krzesła i ruszył szybkim krokiem w stronę gabinetu zabiegowego. Na szczęście w ostatniej chwili powstrzymał go Sergio, torując mu drogę.
- Iker, uspokój się. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz!
- Jak mam się uspokoić?! – krzyknął Hiszpan głosem przepełnionym żalem. – On musi żyć! – dodał, cały czas patrząc na drzwi gabinetu.
- I będzie! Spójrz na mnie!
Gdy bramkarz niechętnie przeniósł swój wzrok na przyjaciela, ten wypowiedział każde słowo powoli i dokładnie, patrząc w jego oczy.
- Twój wujek przeżyje i wyjdzie z tego. – odczekał chwilę, po czym uniósł jedną brew w górę. – Rozumiesz?
W tym momencie Hiszpanowi chyba puściły wszystkie emocje, ponieważ jego ramiona zaczęły lekko drżeć. Ramos oczywiście szybko przytulił swego przyjaciela, a i reszta drużyny od razu zbliżyła się do niego, szepcząc mu jakieś słowa otuchy. Ja sama przyglądałam się temu, zakrywając dłonią usta i powstrzymując łzy, które w końcu i tak spłynęły po moich policzkach.

Na szczęście po kilku minutach dowiedzieliśmy się, że ostatecznie udało się uratować starszego mężczyznę. Iker został wezwany do gabinetu lekarskiego, a my w tym czasie mogliśmy porozmawiać.
- Słuchajcie, musimy jakoś to wszystko ogarnąć. – zaczął Xabi. – Jest nas tu za dużo, będziemy tylko przeszkadzać ludziom w pracy.
- To może ustalimy takie dyżury? – odezwał się Morata. – Moglibyśmy zmieniać się co kilka godzin, więc cały czas ktoś by był przy Ikerze.
- Dobry pomysł. – przytaknęliśmy wszyscy.
- Ej, chyba powinniśmy też poinformować pracowników o tym, co się stało. – wtrącił się Luka Modrić.
- I rodzinę. – dodał Cristiano. – Myślę, że Iker byłby wdzięczny, gdybyśmy wyręczyli go i zadzwonili do rodziców i brata. A sam pewnie odezwie się do nich jak trochę ochłonie.
- No dobra, to robimy tak. – zaczął Alonso, patrząc na wszystkich po kolei uważnie. – Cris, Pepe i Fabio powiadamiają rodzinę, ja z Sergio, Alvaro i Angelem pójdziemy do pracowników.
- A kto zostanie teraz z Ikerem? – zapytał Marcelo.
Pomyślałam przez chwilę, po czym odezwałam się jako pierwsza.
- Ja mogę.
Wszyscy skierowali swoje spojrzenia na mnie. Przyznam, że czułam się trochę dziwnie i nie wiedząc sama dlaczego, zaczęłam się tłumaczyć.
- Mam dzisiaj wolne, więc mogę z nim posiedzieć. Od jutra znowu muszę pracować to nie bardzo będę mogła o każdej porze być dostępna.
- Okej, w takim razie reszta niech przyszykuje na jutro jakieś ciuchy dla Ikera i najpotrzebniejsze rzeczy dla wujka. – rzekł Xabi. – Jak znam życie to Santo się dzisiaj stąd nie ruszy.
W tym momencie z gabinetu lekarskiego wyszedł Hiszpan, więc szybko skończyliśmy naszą rozmowę. Patrzyliśmy na niego, gdy jeszcze zamieniał ostatnie zdania z lekarzem. Po chwili podszedł do nas powolnym krokiem.
- Wiadomo już coś? – zapytał go Gareth.
- Nie domyka mu się zastawka w sercu, potrzebna jest operacja. – odpowiedział, patrząc na nas. – Powinien zgłosić się wcześniej, to już jakiś czas trwa…
- A to kiedy będą go operować?
- Za dwa dni. Najpierw muszą porobić mu badania.
Wszyscy przytaknęliśmy i spojrzeliśmy ze współczuciem na Ikera. Uśmiechnął się do nas delikatnie, po czym ponownie się odezwał.
- Wracajcie już do willi, ja tu dziś z nim zostanę.
Podziękował jeszcze chłopakom i mi za wszystko, a następnie wszedł do sali, w której znajdował się jego wujek. Ja także pożegnałam się z drużyną i już miałam dołączyć do Hiszpana, gdy zatrzymał mnie Cristiano.
- Jesteś pewna, że możesz z nim zostać całą noc? – zapytał. – Bo jest już około 19:00, a Ty jutro rano masz pracę. Może Cię zmienić?
- Dam radę. Wy jeszcze dziś załatwcie te sprawy, o których mówiliśmy, a jutro się zmienimy.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym pożegnaliśmy się jeszcze raz. Ruszyłam w stronę sali numer 7 i już po chwili weszłam do środka, powoli zamykając za sobą drzwi. Na ten dźwięk Hiszpan odwrócił się nieco zdziwiony w moją stronę.
- Julie? Coś się stało?
- Nie, nie. Wszystko w porządku. – zapewniłam szeptem. – Pomyślałam, że pobędę z Tobą tak dla towarzystwa. No chyba że nie chcesz, zrozumiem.
Przez krótki moment patrzył w moje oczy ze smutkiem, a następnie skinął delikatnie głową i powiedział szeptem.
- Chcę. Zostań.
Podążyłam za nim wzrokiem i ujrzałam starszego Hiszpana, śpiącego na szpitalnym łóżku. Był podłączony do trzech kroplówek oraz urządzenia, które monitorowało pracę jego serca. Rozejrzałam się po jasnej, jednoosobowej sali, zauważając białą sofę, która stała po prawej stronie pomieszczenia. Obok znajdował się także stolik, a na nim leżały gazety. Takich luksusów u nas w szpitalach nie ma – pomyślałam, po czym skierowałam się w stronę sofy. Usiadłam powoli i spojrzałam na Ikera. Wiedząc, że nie ma teraz ochoty na rozmowę, sięgnęłam po jedno z czasopism i zaczęłam je przeglądać.


Iker

            Siedziałem przy szpitalnym łóżku od godziny, cały czas patrząc na wujka. Wiedziałem, że jest silny i na pewno da sobie ze wszystkim radę, jednak nadal odczuwałem strach. A co by było gdybym go stracił? Zawsze traktował mnie prawie jak własnego syna… Biłem się z tymi myślami, coraz bardziej odczuwając zmęczenie. W końcu obejrzałem się za siebie i ujrzałem Julie. Uśmiechnęła się do mnie. Próbowałem odpowiedzieć jej tym samym, ale chyba marnie mi to wyszło.
- Może przynieść Ci coś do jedzenia lub picia? – spytała szeptem.
- Nie, dziękuję.
Spojrzałem jeszcze raz na wujka i upewniając się, że śpi, wstałem i skierowałem się w stronę towarzyszki. Usiadłem obok niej na sofie, po czym westchnąłem cicho.
- Cały czas śpi. – powiedziałem po chwili, patrząc na wujka.
- Na pewno dostał silne leki. Jutro z nim porozmawiasz.
- Dopiero 20:30, a ja już jestem padnięty. – oznajmiłem kilka minut później, zerkając na ścienny zegar.
- Wiesz co, to ja może usiądę na krzesło, a Ty się połóż i trochę pośpij. – rzekła, po czym chciała wstać, ale złapałem ją za dłoń.
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, lecz nie cofnęła ręki. Ścisnąłem ją lekko i powiedziałem, patrząc w jej oczy.
- Zostań tutaj.
Wahała się przez krótką chwilę, lecz ostatecznie z powrotem oparła się o kanapę. Już drugi raz tego dnia powiedziałem, by została przy mnie. Zmarszczyłem lekko brwi, zastanawiając się nad tym.
- Gdybym wcześniej z nim porozmawiał, to nie doszłoby do tego. – wypowiedziałem te słowa cicho, próbując pozbyć się choć odrobiny ciężaru, który ciążył na mnie.
- No co Ty, Iker! To nie jest Twoja wina, przecież nie mogłeś tego przewidzieć.
Poczułem jak tym razem to ona ściska moją dłoń. Spojrzałem w jej oczy i zobaczyłem pewność. Przynajmniej ona wierzyła, że w niczym nie zawiniłem…
Po kilku minutach zmęczenie dawało o sobie coraz bardziej znać. Powieki zrobiły się ciężkie i same zaczęły mi się zamykać. Zerknąłem na Julie, która sprawdzała jakąś wiadomość na telefonie, po czym bez zastanowienia położyłem się na sofie, kładąc głowę na jej kolanach. Napięła delikatnie mięśnie zapewne zaskoczona moim zachowaniem, lecz już po chwili je rozluźniła. Może przeszkadzało jej to? O tym oczywiście nie pomyślałem… Już chciałem podnieść swą głowę, gdy nagle poczułem jak Polka okrywa mnie ciepłym kocem. Uznałem to za akceptację. Nie mając dłużej sił, zamknąłem oczy i po kilku sekundach odpłynąłem w sen.

Nagle poczułem silny ból głowy. Skrzywiłem się i rozejrzałem nie bardzo wiedząc, gdzie jestem. Zauważając leżącą na łóżku osobę, przypomniały mi się wydarzenia wczorajszego dnia. Przetarłem dłońmi oczy, po czym uświadomiłem sobie, że leżę na sofie zupełnie sam.
- Julie? – uniosłem głowę, rozglądając się po pomieszczeniu i zdejmując z siebie koc.
- Pańska narzeczona wyszła na chwilę, zaraz na pewno wróci. – odpowiedziała mi starsza pielęgniarka, która zmieniała kroplówki.
- Dziękuję bardzo.
Usiadłem powoli, po czym przeciągnąłem się, rozprostowując kości. Chwila, chwila… Narzeczona?
Gdy już doszedłem do siebie, zaśmiałem się, składając koc.
- Z czego się śmiejesz? – usłyszałem jej głos, po czym ujrzałem przed sobą kubek z kawą. – Pomyślałam, że postawi Cię na nogi. – dodała z uśmiechem.
- Wielkie dzięki. – powiedziałem z wdzięcznością, biorąc od niej ciepły napój.
- A więc co Cię tak rozbawiło? – usiadła obok i spojrzała na mnie.
- Przed chwilą zostałaś nazwana moją narzeczoną.
- Co takiego?!
Zaśmiałem się, a następnie upiłem łyk kawy.
- No naprawdę. Pielęgniarka stwierdziła, że moja narzeczona na chwilę wyszła.
- Pięknie. – pokręciła głową, śmiejąc się.
Dostrzegłem na jej twarzy delikatne rumieńce, lecz nie skomentowałem tego. Uśmiechnąłem się do niej szczerze, pierwszy raz od tych strasznych wydarzeń.
- Witam państwa. – do sali wszedł lekarz i skierował się w stronę łóżka.
- Dzień dobry. – odpowiedzieliśmy zgodnie z Julie, po czym wstałem i podszedłem do niego.
- Kiedy będę mógł z nim porozmawiać?
- Za trzy godziny będziemy wybudzać Pana Casillasa, wtedy można z nim zamienić kilka słów. – odpowiedział, spoglądając na mnie. – Później zrobimy najpotrzebniejsze badania.
- Dziękuję bardzo. – rzekłem, po czym lekarz wyszedł z pomieszczenia.
Spojrzałem na wujka, a następnie powoli przeniosłem swój wzrok na Julie. Uśmiechnęła się do mnie, a w jej oczach widziałem współczucie. Właśnie miałem się odezwać, gdy nagle do sali weszli Xabi, Cris, Marcelo, Sergio i Alvaro.
- Jak tam? Jak po nocy? – zapytał od razu Morata.
- W porządku. – odpowiedziałem, po czym przywitałem się z każdym i przekazałem to, o czym mówił mi lekarz.
- Przywieźliśmy kilka rzeczy dla Twojego wujka. – odezwał się Xabi, pokazując reklamówkę, którą trzymał w reku. – Piżama, przybory do mycia i tak dalej.
- I powiadomiliśmy Twoich rodziców i brata. – rzekł tym razem Ronaldo. – Prosili, żebyś się z nimi skontaktował.
- Personel też już wszystko wie. – wtrącił Sergio.
- Wielkie dzięki chłopaki. – powiedziałem, spoglądając na każdego po kolei. – Nie wiem, co bym bez Was zrobił.
- Zginąłbyś marnie. – odparł Cris, po czym wszyscy zaśmialiśmy się, a następnie uściskałem każdego z osobna.
Ustaliliśmy, że wrócę do domu, by wziąć prysznic i przebrać się w świeże ciuchy. Przy okazji miałem także odwieźć Julie. Żeby było szybciej, Sergio zaproponował, byśmy pojechali jego autem. Tak więc chłopaki zostali w szpitalu, a ja wraz z Polką po kilku minutach byliśmy już w samochodzie Hiszpana. Wjechałem na główną drogę i ruszyłem przed siebie. Kątem oka zerknąłem na towarzyszkę, która wyglądała przez okno.
- Mogę Cię o coś zapytać? – przerwałem w końcu ciszę.
- Jasne.
- Jesteś z Michael’em?
Nie wiedziałem dlaczego o to zapytałem. Po prostu czułem, że muszę to wiedzieć.
- Nie rozumiem… - odpowiedziała powoli. – Skąd ten pomysł?
- Widziałem jak się całujecie. – powiedziałem, po czym szybko dodałem: - To znaczy to nie było celowe, przyjechałem po Ciebie, żebyś wyszła z nami i wtedy Was zobaczyłem.
- Rozumiem. – westchnęła głośno. – Nie, nie jestem z nim.
- Ale to co widziałem…
- To było nieporozumienie. Nic do niego nie czuję, poza przyjaźnią oczywiście – wtrąciła, przenosząc swój wzrok na mnie.
Przytaknąłem głową na znak zrozumienia. Poczułem ulgę… Ale dlaczego? Czy naprawdę obawiałem się usłyszeć coś innego? Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Po kilkunastu minutach zatrzymałem samochód i odpiąłem pas.
- Iker, dlaczego jesteśmy u Ciebie?
Spojrzałem na nią zdziwiony, po czym popatrzyłem przez przednią szybę. Rzeczywiście, byliśmy na posesji wujka.
- Nie wiem. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.


Julie

            Patrzyłam w osłupieniu jak Iker wychodzi z samochodu. O co w tym wszystkim chodzi? Odpięłam pas, po czym także wysiadłam z auta.
- Co się dzieje? – zapytałam, spoglądając w jego brązowe oczy.
Nic nie odpowiedział, tylko podszedł do mnie szybkim krokiem, ujął w dłonie moją twarz i zaczął mnie całować. Moja reakcja była zupełnie inna niż w sytuacji z Michael’em. Poddałam się całkowicie pocałunkowi Hiszpana. Ba, nawet kiedy chciał go skończyć to ja zaczęłam go pogłębiać. Chyba nie miał nic przeciwko, bo przeniósł swoje dłonie na moje biodra, przysuwając mnie do siebie. Natomiast ja swoją wplotłam w jego włosy i delikatnie za nie pociągnęłam, oczywiście nie przerywając pocałunków. Drugą dłoń oparłam o jego tors. Oderwaliśmy się w końcu od siebie, a następnie utrzymywaliśmy przez kilkanaście sekund kontakt wzrokowy, oddychając nieco szybciej. Chciałam powiedzieć, że powinnam już iść, ale bramkarz jakby czytając w moich myślach, zaczął mnie całować na nowo. Czułam jak ciągnie mnie powoli w stronę domu. Czułam jak jego język pieścił moje podniebienie, a dłonie wsuwały się powoli pod moja bluzkę. Czułam także, że ja zaczęłam odpowiadać mu tym samym, czując przyjemny ucisk poniżej brzucha, przyspieszone bicie serca i rosnące pożądanie. I wiedziałam, że o jakiejkolwiek kontroli nie ma już mowy.
Gdy zaczęliśmy kierować się w stronę schodów, nie przestając się całować, usłyszeliśmy jakieś głosy.
- Cześć, wróciliśmy z zakupów! – krzyknął Carvajal.
Oderwałam się szybko od Ikera, patrząc na niego z przerażeniem. Po chwili ujrzeliśmy kilkoro chłopaków obładowanych reklamówkami.
- O, tu jesteście. Jak Twój wujek? – odezwał się Benzema.
- To ja już pójdę, przepraszam. – powiedziałam, po czym nie czekając na ich reakcje i nie oglądając się na Ikera, wyszłam szybkim krokiem z willi.
Pobiegłam na najbliższy postój taksówek i wsiadłam do jednej z nich, podając adres Michael’a. Tego było za wiele. Najpierw mój przyjaciel, teraz Hiszpan… Choć przyznałam w duchu, że sytuacja z Ikerem była zupełnie inna. Oboje tego chcieliśmy. Ale może dobrze, że do niczego nie doszło? Może dla niego byłoby to tylko pocieszenie po Sarze, bądź chwilowe zapomnienie o problemach i nic więcej? No i przecież miałam się kontrolować!
- Kamińska, ale z Ciebie kretynka. – powiedziałam tak cicho, że nawet siedzący za kierownicą mężczyzna nie usłyszał moich słów.


~ ~ ~ ~ ~ ~

"Większość dzieciaków marzy o strzeleniu doskonałego gola. Ja zawsze marzyłem, żeby go zatrzymać." - Iker Casillas

"Nie może sobie żadna drużyna wypracować czystej sytuacji strzeleckiej, a jak już ją sobie wypracują, to albo blokują, albo źle trafiają, albo jest Iker Casillas." - Dariusz Szpakowski



czwartek, 20 marca 2014

Rozdział 8



Julie

            Otworzyłam powoli oczy. Podniosłam nieco głowę, po czym zerknęłam na stojący na szafce zegarek. Była 5:00 rano… To naprawdę możliwe, że przespałam całe popołudnie i noc? Przetarłam powoli oczy, wyciągając się na łóżku. Zastanawiałam się jak to możliwe, że spałam tyle godzin i nic nie zdołało mnie obudzić. Doszłam do wniosku, że zapewne było to spowodowane nadmiarem wrażeń i emocji w ciągu ostatnich kilku dni. Kiedy tylko ta myśl przyszła mi do głowy, przed oczami stanął mi obraz wczorajszych wydarzeń. No tak, muszę porozmawiać z Michael’em. To, że wczoraj uciekłam od tego problemu nie oznaczało, że mogę nadal to robić… Westchnęłam, rozmyślając o tym co mnie czeka. Nie miałam ochoty nawet wstawać z łóżka, ale wiedziałam, że jeśli zaraz tego nie zrobię, to pozostanę w pokoju cały dzień. W końcu wstałam powoli i skierowałam się w stronę łazienki z nadzieją, że zimny prysznic jakoś mnie orzeźwi.

Gdy już ubrana i delikatnie pomalowana zeszłam na dół, zaczęłam rozglądać się za moim przyjacielem. Przynajmniej wydawało mi się, że nadal mogę tak o nim mówić i myśleć… Po kilkunastu minutach dałam jednak za wygraną. Nigdzie nie było śladu po Michael’u, udałam się więc do kuchni.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się w stronę Pauli, po czym usiadłam przy kuchennym blacie.
- Oo, dzień dobry panienko. – odpowiedziała życzliwym tonem. – Co życzysz sobie na śniadanie?
- Dziękuję bardzo, jakoś nie jestem głodna.
- Coś się stało? – spytała, patrząc na mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Nie, nie. – zapewniłam szybko. – Po prostu mam chyba gorszy dzień.
Uśmiechnęłam się lekko, po czym obserwowałam jak starsza kobieta zmywa naczynia. Po dłuższej chwili odezwałam się ponownie.
- A może mogę Ci w czymś pomóc?
- Nie, odpoczywaj sobie lepiej. Ja tu się wszystkim zajmę.
- W porządku, ale jak coś to będę w stajni. Gdybym była potrzebna to od razu wołaj.
- Dobrze. – odpowiedziała.
Wstałam, kierując się w stronę wyjścia, jednak w ostatniej chwili odwróciłam się do Pauli i zapytałam.
- A jest może Michael?
- Wydaje mi się, że powinien być w stajni.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się do niej, po czym wyszłam z domu.
Szłam wolnym krokiem w kierunku stajni. Jak powinnam zacząć rozmowę? Byłam pewna, że muszę mu powiedzieć o tym, iż to co zaszło wczoraj nigdy nie może się powtórzyć. Tylko jak to zrobić, żeby go nie zranić? W końcu to mój przyjaciel i nie chciałam by przeze mnie cierpiał. Chciałam też zapytać jak to się stało, że zaczął interesować się mną w inny sposób… Czyżbym przeoczyła jakieś sygnały? A może to nic nie znaczyło? Zwariuję od tego ciągłego myślenia – przeszło mi przez myśl, po czym weszłam do stajni.
- Hej. – zauważył mnie jeden z kolegów. – Co Ty tu robisz? Przecież masz dziś dzień wolny.
- Szukam Michael’a. Jest tu gdzieś?
- Nie. – pokręcił przecząco głową. – Z tego co wiem, miał jechać rozejrzeć się za jakimiś nowymi witaminami dla koni.
- Rozumiem. – odpowiedziałam, po czym przeniosłam wzrok na boksy. – To ja Ci pomogę. I tak nie mam nic innego do roboty.
- Nie ma mowy! Masz wolne, więc zmykaj gdzieś na miasto. Nie martw się, jutro jak przyjdziesz to będziesz miała dosyć, tyle pracy na Ciebie czeka. – zaśmiał się, po czym wziął się za sprzątanie boksów.
- Może masz rację. Przejdę się do centrum, pochodzę po sklepach. – wzruszyłam ramionami.
- Typowa kobieta.
Zaśmiałam się w odpowiedzi i wyszłam ze stajni. Wróciłam do domu by zabrać torebkę i okulary przeciwsłoneczne. Po kilkunastu minutach szłam już w wybranym kierunku. Jak każdego dnia była piękna, słoneczna pogoda. Rozmyślając nad zakupami, w końcu doszłam do centrum, gdzie pierwszym moim celem było oczywiście stoisko z lodami. Już po chwili zachwycałam się ich pysznym, czekoladowym smakiem. Gdy skończyłam jeść, ruszyłam do pobliskiego sklepu…
Tak minęło mi sporo czasu. Chodziłam od sklepu do sklepu, oglądając różne rzeczy. Po około dwóch godzinach zostałam posiadaczką kilku nowych, letnich ciuchów i ciekawych książek. Już miałam zamiar kierować się do wyjścia, gdy moją uwagę przykuła jedna z wystaw. Podeszłam do niej, zachwycając się piękną, klasyczną sukienką do kolan w kolorze czarnym. Zerkając na cenę, oczywiście uświadomiłam sobie, że mnie na nią po prostu nie stać. Cóż, pozostało mi tylko podziwiać…
- Oo, cześć. – usłyszałam po dłuższej chwili. – Ty też na zakupach?
- Jak widać. – uniosłam reklamówki, pokazując je Ikerowi, po czym uśmiechnęłam się. – Słuchaj, jeszcze raz bardzo Cię przepraszam, że nie poszłam wczoraj z Wami do kina.
- Daj spokój, nic się nie stało.
Albo mi się zdawało, albo w jego głosie było coś dziwnego…
- A co tam u Was? Jak chłopaki?
- W porządku. Wpadnij do nas jak będziesz miała czas. – odpowiedział już lżejszym tonem, jakby cieszył się ze zmiany tematu.
Zdziwiło mnie to trochę, lecz tylko kiwnęłam głową w odpowiedzi. Wolałam nie drążyć tematu, gdyż mogły być to moje jakieś urojenia…
- Chyba podoba Ci się ta sukienka, co? – odezwał się po chwili.
- Tak, jest naprawdę śliczna.
- No to czemu jej sobie nie kupisz? – spytał, unosząc jedną brew w górę.
- Daj spokój, nie stać mnie na nią. – zaśmiałam się krótko.
- No to może…
Nagle usłyszeliśmy jakieś krzyki. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w naszą stronę chłopaka. Po chwili poczułam uderzenie.


Iker

            Zdążyłem tylko zorientować się, że jakiś chłopak biegł, krzycząc chyba czyjeś imię, gdy nagle potrącił swoim ramieniem Julie. Nie zastanawiając się ani chwili złapałem brunetkę, ratując ją tym samym przed upadkiem. Znaleźliśmy się w takiej pozycji, iż nasze usta się zetknęły. Było to jednak tak delikatne, że nawet nie byłem do końca pewny, czy to dzieje się naprawdę. O dziwo żadne z nas nie odsunęło się przez moment, który dla mnie wydawał się wiecznością. Czułem jej delikatne perfumy, ponownie przypomniałem sobie sen, który od jakiegoś czasu nie dawał mi spokoju. Nagle poczułem wielką chęć pocałowania jej. Już miałem to zrobić, gdy ona nagle szybkim ruchem odsunęła się i zaczęła wstawać, jakby domyślając się moich zamiarów.
- O matko, co za człowiek. – odezwała się, biorąc szybko reklamówki. – Mógłby trochę uważać.
Wstałem także, po czym odezwałem się do niej.
- Nic Ci się nie stało?
- Nie, nie. – rzekła, spoglądając w moje oczy. – Dziękuję, że mi pomogłeś. – dodała, rumieniąc się lekko i uciekając gdzieś wzrokiem.
- Nie ma za co.
- No jak to nie? Gdyby nie Ty to leżałabym teraz na podłodze.
Zaśmialiśmy się jednocześnie. Miałem wrażenie, że jest skrępowana tym, co przed chwilą się wydarzyło. Odezwała się jednak po krótkiej chwili.
- To ja już będę wracać do domu. Muszę pomóc wypuścić konie na padok. Miło było Cię spotkać.
- Ciebie również. Mam nadzieję, że odwiedzisz nas niedługo.
- Jasne, postaram się. No to trzymaj się.
- Do zobaczenia.
Odprowadziłem ją wzrokiem do wyjścia. Gdy znikła z mojego pola widzenia, spojrzałem na sukienkę z wystawy. Prezentowała się naprawdę wyjątkowo, choć byłem pewny, że na Julie wyglądałaby jeszcze ładniej. Po krótkim namyśle wszedłem do sklepu i skierowałem się do jednej z kobiet.
- Przepraszam, chciałbym kupić tę sukienkę z wystawy. – wskazałem na nią ręką, po czym uśmiechnąłem się do sprzedawczyni.
- Oczywiście, już przynoszę.
Po chwili wróciła z sukienką, schowała ją do pokrowca i mi podała. Zapłaciłem za wybraną rzecz, po czym podziękowałem za pomoc.
- A czy mogłabym poprosić o Pana autograf? – spytała, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
- Pewnie, z miłą chęcią. – uśmiechnąłem się, po czym złożyłem podpis na podanej przez nią kartce.
- Jestem pewna, że kobieta, która dostanie tę sukienkę będzie zachwycona.
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, jeszcze raz podziękowałem za pomoc i wyszedłem ze sklepu.
W drodze powrotnej nie mogłem pozbyć się z głowy dzisiejszego zdarzenia. Cały czas czułem zapach Polki, jakby nadal była obok mnie. No i ta chęć pocałunku… Wmawiałem sobie, że to przez ten sen i jeśli wyrzucę go z pamięci, to wszystko minie. Inna sprawa, że wcale nie chciałem tego robić. Westchnąłem głośno, po czym zerknąłem na chwilę na siedzenie obok, gdzie leżała zakupiona sukienka. W tym już na pewno chodzi tylko o to, że widziałem jak bardzo jej się podoba – pomyślałem z pewnością. A raczej próbowałem to także sobie wmówić…

- I jak się udały zakupy? – odezwał się jako pierwszy Xabi, gdy wróciłem do domu.
- No właśnie. Gdzie masz ten żel dla Crisa? – dodał Pepe.
Złapałem się za głowę, po czym usiadłem zrezygnowany na kanapie.
- Zakupy… - szepnąłem. – Przepraszam Was chłopaki, kompletnie o tym zapomniałem.
- Nie no spoko, nic się przecież nie stało. – uśmiechnął się Marcelo. – Ale chwila… To co Ty robiłeś, skoro nie byłeś w sklepie?
- No bo…
Nie dokończyłem, ponieważ właśnie w tym momencie do salonu wszedł Cristiano i od razu zwrócił się do mnie.
- Iker, mógłbyś teraz dać mi ten żel, bo boje się, że moje włosy już dłużej nie zniosą jego braku.
Wszyscy spojrzeli na mnie współczująco, a ja sam przełknąłem głośno ślinę.
- Co jest? – spytał Portugalczyk, patrząc na nas zdziwiony.
- No bo właśnie nie mam tego żelu… Zapomniałem kupić. – powiedziałem powoli.
- Że co?!
- Oj nie złość się na niego. – stanął w mojej obronie Sergio. – Przecież możesz podjechać samochodem do sklepu.
- No tak, nic się nie stało. – machnął ręką Cristiano.
Po chwili z kuchni wrócił Marcelo. Kiedy on zdążył wyjść? Podszedł do Portugalczyka z kubkiem w dłoni, po czym zamoczył w nim palce i zaczął moczyć włosy Ronaldo.
- A Ty co wyprawiasz?! – zapytał Cris w takim samym szoku w jakim był chyba każdy z nas.
- No jak to co? – spojrzał na niego Brazylijczyk. – Woda z cukrem to idealne zastępstwo żelu. Zobaczysz, Twoje włosy będą lśnić.
Wszyscy jednocześnie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, oprócz Portugalczyka, który zaczął wycierać swoje włosy.
- Marcelo, jesteś geniuszem! – powiedziałem na co ponownie zareagowaliśmy śmiechem.
Dwadzieścia minut później skierowałem się do pokoju wujka. Musiałem w końcu porozmawiać z nim o jego problemach zdrowotnych. Jednak na korytarzu złapał mnie nie kto inny jak wcześniej poszkodowany Ronaldo.
- Zajmę Ci tylko chwilę. Możesz? – zapytał.
- Jasne. – odpowiedziałem z uśmiechem. – O co chodzi?
- No właśnie ja chciałem Ciebie o to zapytać. – odpowiedział. – I wcale nie chodzi mi o to, że zapomniałeś zrobić tych zakupów. Tylko widzę, że coś jest nie tak.
Westchnąłem głośno, po czym opowiedziałem mu o wszystkim.
- No i właśnie w moim samochodzie leży sukienka, która jej się tak podobała. – zakończyłem opowieść.
- Oj kolego. Konkretnie Cię wzięło. – zaśmiał się mój towarzysz, patrząc na mnie.
- O czym Ty mówisz?
- No nie wiesz? To przecież widać, że…
Nagle usłyszeliśmy jakiś huk dochodzący z pokoju wujka. Spojrzeliśmy na siebie w szoku, po czym obydwoje pobiegliśmy w stronę drzwi. Gdy otworzyłem pokój, starszy mężczyzna leżał nieprzytomny na podłodze.
- Dzwoń po pogotowie! – krzyknąłem do Crisa, po czym podbiegłem do wujka.


Julie

            Siedziałam w pokoju, patrząc bez celu w ekran laptopa. Wszystko dziś nie szło po mojej myśli. Nie porozmawiałam z Michael’em – a naprawdę chciałam mieć to już za sobą. Na dodatek to dzisiejsze spotkanie z Ikerem. Co ja sobie myślałam? Powinnam od razu się od niego odsunąć, przecież on ma dziewczynę! Co ja gadam, narzeczoną! To, że niedawno pokłócili się i to w sumie poważnie, nie oznaczało jeszcze, że do siebie nie wrócą. W końcu budowali ten związek od lat. Odłożyłam urządzenie z rezygnacją, po czym podeszłam do okna. Fakt, Iker mi się spodobał… Oczywiście nie zakochałam się, ale przeczuwałam, że tak może się stać, a może i już zaczyna. Ale od tej pory musze wziąć sprawy w swoje ręce i nie mogę pozwolić sobie na brak kontroli – pomyślałam zadowolona ze swojej stanowczości.

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk nadchodzącego połączenia. Spojrzałam na wyświetlacz, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Cześć Cris, co tam słychać?
- Julie, musisz szybko przyjechać do szpitala! Błagam!
- Ale co się stało?! – zapytałam, czując jak robi mi się gorąco.
- Wujek Ikera zasłabł, nie wiemy co mu jest. To chyba coś poważnego, a Iker jest kompletnie załamany. – odpowiedział mi zdenerwowanym głosem.
- Zaraz tam będę. – oznajmiłam, po czym rozłączyłam się i popędziłam do wyjścia.
Dziesięć minut później taksówka dojechała do miejskiego szpitala. Zapłaciłam szybko kierowcy, nie zwracając uwagi na to, że chyba dałam mu spory napiwek, bo był jakiś uśmiechnięty. Wbiegłam do szpitala, rozglądając się za którymś z chłopaków.
- Oo, dobrze, że jesteś. – zwrócił się Xabi, podchodząc do mnie, po czym ruszyliśmy do reszty.
- Wiadomo już co z nim i jak bardzo jest poważnie?
Hiszpan pokręcił głową.
- Niestety jeszcze nic nie wiemy.
Po chwili byliśmy już u celu. Chłopaki chodzili w tę i z powrotem, szepcząc. Przywitali się ze mną, po czym wskazali na siedzącego Ikera. Popatrzyłam na niego ze smutkiem. Bramkarz siedział ze spuszczoną głową, dłonie miał zaciśnięte w pięści. Podeszłam do niego i ukucnęłam, po czym położyłam swą dłoń na jego barku.
- Iker… - szepnęłam i dopiero wtedy na mnie spojrzał.
W jego oczach było widać ogromny ból i strach. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy przez dłuższą chwilę, nic nie mówiąc. Gdy miałam już powiedzieć jakieś słowa otuchy, usłyszeliśmy krzyk z gabinetu zabiegowego:
- Szybko, musimy go reanimować!
Spojrzałam na chłopaków, którzy mieli tak samo przerażone miny jak ja…


 ~ ~ ~ ~ ~ ~

Pozostawiam Was z ósemką. Miłego wieczoru, pozdrawiam serdecznie.


PS.: Nareszcie mamy wiosnę! :)



czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 7



~ 2 dni później ~

Iker

            Odpoczynek na Furteventurze odbijał się na całej naszej drużynie w pozytywny sposób. Godzinami relaksowaliśmy się na plaży, spacerowaliśmy po wyspie czy po prostu wymyślaliśmy własne rozrywki. Jednak każdy z nas zaczął odczuwać ponad tygodniowy brak treningów. Tego dnia siedzieliśmy na posesji willi, opalając się na leżakach.
- Ej, słuchajcie. – zaczął Alvaro Morata. – A co Wy na to, żeby iść na siłownię?
- Genialny pomysł! – odezwał się Ronaldo.
- Te wszystkie formy lenistwa są wspaniałe, ale brakuje mi już ćwiczeń.
- Poza tym pamiętajmy, że za półtorej tygodnia wracamy do Madrytu. – wtrącił Di Maria. – Dlatego przydadzą nam się rozgrzewki przed prawdziwym treningiem.
- No to ustalone. Idziemy po obiedzie na siłownię, tak? – upewnił się Sergio.
Wszyscy przytaknęliśmy, po czym każdy powrócił do swoich zajęć. Czas do posiłku spędziłem na słuchaniu ulubionej muzyki w słonecznych promieniach wyspy.
Po południu zgodnie z umową udaliśmy się do siłowni, która znajdowała się w centrum miasta. Każdy z nas był zadowolony, czując ten znajomy wysiłek. Gdy po ćwiczeniach poszedłem napić się wody, zaczepił mnie Nacho.
- Jak tam Ci idzie?
- Super, od razu mi lepiej. A Ty jak się czujesz?
- Też dobrze. – rozejrzał się dookoła, po czym kontynuował. – Oo, do Xabiego chyba dzwoni żona.
Podążyłem za nim wzrokiem, zauważając, rozmawiającego przez telefon przyjaciela.
- Na pewno. – kiwnąłem głową, zgadzając się. – A tamci co tak szepczą? – wskazałem na kilku chłopaków, stojących niedaleko.
- Już pewnie coś kombinują. – wzruszył ramionami Nacho.
Nie trzeba było długo czekać, by jego słowa się potwierdziły. Pepe, Asier, Alvaro i Marcelo podeszli do Xabiego i w pewnym momencie zaczęli się przekrzykiwać.
- No stary gdzie jesteś?!
- Kończ tę rozmowę i polewaj tu wszystkim!
- Ej no, dziewczyny czekają!
Zdenerwowany Hiszpan machnął ręką, by ich uciszyć, ale oni nie dawali za wygraną.
- Oo, idzie Twoja nowa koleżanka. – powiedział Asier, po czym bezskutecznie próbował powstrzymać się od śmiechu tak jak reszta chłopaków.
Przez dłuższą chwilę nasz przyjaciel Xabi milczał, zapewne słuchając słów żony, po czym odsunął komórkę od swego ucha, wcisnął jakiś klawisz i wszyscy usłyszeliśmy jej głos.
- Oj panowie, panowie. Naprawdę jeszcze chce się Wam tak żartować? – powiedziała z rozbawieniem. – Przecież dobrze wiem, że to nieprawda. Jestem niestety już za stara, żeby się na to nabrać. – zaśmiała się.
Zaczęliśmy głośno się śmiać, widząc miny chłopaków. Stali kompletnie zdezorientowani i patrzyli na telefon Xabiego. Byli pewni, że ich żart się uda.
- Pierwsza porażka mistrzów. – skomentował Cristiano, na co ponownie zareagowaliśmy śmiechem.


Julie

            - Ej, no i jeszcze nie powiedziałaś mi jak się udała ta impreza u Ikera. – odezwał się Michael, wychylając się z jednego z boksów.
- Od dwóch dni zajmujemy się generalnym sprzątaniem stajni, a Ty załatwiałeś interesy… - wzruszyłam ramionami. – Nie było kiedy.
- Ale teraz możesz mi zdać relację.
Układałam ściółkę w boksie, zastanawiając się jak odpowiedzieć mu na pytanie, unikając wygadania się o małym szczególe z Ikerem w roli głównej. Kiedy weszłam do boksu, w którym znajdował się mój przyjaciel, powiedziałam:
- Fajnie było, dużo rozrywki i śmiechu. – uśmiechnęłam się w jego kierunku, po czym skoncentrowałam się na pracy.
- I tylko tyle? – spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem.
No tak, mogłam się tego spodziewać. Odkąd pamiętam zawsze wiedział, kiedy coś ukrywałam.
- A co chcesz wiedzieć więcej? – zaśmiałam się, próbując udawać obojętność tym tematem.
- No nie wiem... Mam wrażenie, że ten Iker coś do Ciebie czuje.
- Co takiego?! – spytałam naprawdę zdziwiona. – Dlaczego tak myślisz?
- Widzę jak na Ciebie patrzy. – odpowiedział z irytacją, czym jeszcze bardziej mnie zdziwił.
- Wydaje Ci się.
- Chyba jednak nie. – odparł chłodno, po czym wyszedł.
Stałam przez dłuższą chwilę, patrząc ze zdziwieniem na drzwi stajni. O co mu chodziło? Po pierwsze na pewno mylił się, co do tego, że Iker mógłby cokolwiek do mnie poczuć. To niemożliwe! No i ta irytacja w jego głosie… A może tylko mi się tak wydawało? Podeszłam do drugiego boksu, w którym stał Efekt. Pogłaskałam go, po czym powiedziałam:
- Powinnam przestać myśleć o tej imprezie. Przecież to był zwykły przyjacielski uścisk, a ja rozmyślam nad tym od dwóch dni. – westchnęłam głośno, po czym spojrzałam na konia. – Zgadzasz się ze mną, prawda?
Spojrzał na mnie nastawiając w moim kierunku uszy, po czym prychnął przyjaźnie.
- Uznam to za „tak”. – powiedziałam i powróciłam do pracy.
           
Po dwóch godzinach wracałam zmęczona do domu. Gdy przekroczyłam wejściowe drzwi, od razu ukazał się przede mną Michael.
- Słuchaj, chciałem Cię przeprosić. – zaczął. – Głupio się zachowałem, w ogóle nie wiem o co mi chodziło.
- Nic się nie stało. – uśmiechnęłam się do niego.
- Może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na taki mini piknik za domem?
- Brzmi fajnie. Będę za 20 minut, odświeżę się tylko. – odpowiedziałam i poszłam na górę.
Wzięłam szybki prysznic, po czym założyłam krótkie spodenki i bokserkę. Wychodząc z pokoju, chwyciłam jeszcze okulary przeciwsłoneczne i udałam się do przyjaciela.
Czekał już na mnie nieopodal domu, przy wysokim drzewie. Usiadłam obok niego na kocu, po czym zajrzałam do koszyka.
- Oo, mamy kanapki, picie, owoce i jakieś słodkości. – zaśmiałam się.
- Jak na prawdziwym pikniku.
Pokiwałam głową i oparłam się o drzewo.
- Ale mi tu dobrze. – odezwałam się po chwili. – Wiecznie słońce, nie to co w Londynie. No i tyle koni.
- Zapomniałaś o najważniejszym! – oburzył się z zabawną miną.
- Tak? Niby o czym?
- O mnie! Przecież masz u swego boku najlepszego faceta na świecie.
- Ty i ta Twoja skromność. – przewróciłam oczami.
Roześmialiśmy się jednoczenie, po czym zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy i zajadać się pysznościami z koszyka.


Iker

            - Wujku, musimy porozmawiać. – powiedziałem, zauważając go w salonie.
- Niestety teraz nie mogę, bardzo się śpieszę. – odpowiedział, wkładając jakieś dokumenty do segregatora. – Może to poczekać do wieczora?
- No w sumie tak. Ale wieczorem koniecznie musimy odbyć tę rozmowę. To naprawdę ważne.
- Oczywiście. – uśmiechnął się w moim kierunku. – Nawet sam do Ciebie przyjdę. – dodał, po czym wyszedł, wyminąwszy mnie w wejściu.
Westchnąłem z rezygnacją. Znowu nie udało mi się porozmawiać z nim o wizycie u lekarza. Wyszedłem z willi, kierując się w stronę chłopaków. Przesiadywali w altance, zapewne rozmawiając.
- Co tam? – zapytałem, siadając obok nich.
- A nic takiego. Właśnie wpadliśmy na genialny pomysł. – odpowiedział mi Pepe.
- Jak zawsze. – zaśmiałem się.
- No więc pomyśleliśmy, że może wybralibyśmy się do centrum z Julie?
- Połazilibyśmy po sklepach, chcemy kupić jakieś drobiazgi bliskim. – dodał Sergio. – Przy okazji może poszlibyśmy do kina.
- No no, postaraliście się. – uśmiechnąłem się do nich szczerze.
- Słuchaj, ma się te mądre głowy. – powiedział Cristiano, po czym wszyscy się zaśmialiśmy.
Odszedłem na bok, by zadzwonić do Julie i zaprosić ją na tę wyprawę. Przez dłuższy czas czekałem aż odbierze telefon, ale tego nie zrobiła. Cóż, pewnie zostawiła go w domu, a jest w stajni, czy coś w tym stylu…
- Julie nie odbiera, ale możemy umówić się tak, że pojadę do niej i jak się zgodzi to dołączymy do Was. – zaproponowałem, zwracając się do kolegów. – A jak nie będzie mogła, to sam przyjadę.
- Ok., to jesteśmy umówieni. – rzekł Marcelo.
- No to do zobaczenia.
- Cześć.
Skierowałem się do domu, by wziąć kluczyki do samochodu. Po kilku minutach już jechałem w stronę domu przyjaciela Julie. Zdałem sobie sprawę, że ostatnio dużo o niej myślę. Ale to chyba normalne, skoro spotykamy się dość często, prawda?
Podjechałem przed dom i zaparkowałem auto. Po chwili zapukałem do drzwi.
- Dzień dobry. – uśmiechnęła się do mnie gosposia, otwierając drzwi.
- Dzień dobry. – odparłem. – Zastałem może Julie?
- Tak, jest z panem Morganem za domem. Zaprowadzić pana?
- Proszę nie robić sobie kłopotu. – uśmiechnąłem się życzliwie. – Pójdę do nich.
- Dobrze.
Podziękowałem, po czym poszedłem we wskazane przez kobietę miejsce. Podniosłem wzrok i zauważyłem Julie z Michael’em. Już miałem coś do nich krzyknąć, gdy nagle dotarło do mnie to co widzę. Siedzieli nieopodal i… całowali się. Odwróciłem się, po czym szybkim krokiem wróciłem do samochodu. Wsiadłem i ruszyłem w kierunku bramy. Po chwili byłem już na głównej drodze. Przeszło mi przez myśl, że może tylko mi się to przewidziało… Ale nie, na pewno dobrze widziałem. Całowali się… To oni coś do siebie czują? Zaparkowałem w umówionym miejscu jednak nie wysiadałem z auta. Nie rozumiałem skąd u mnie to napięcie i jakieś niezrozumiałe uczucie. Przecież to nie moja sprawa co oni robią. Po długim momencie w końcu wyszedłem z samochodu i ruszyłem w stronę kawiarni.
- O, już jesteś. – uśmiechnął się do mnie Cristiano. – Coś nie tak? – dopytał, zapewne widząc moją minę.
- A gdzie Julie? – pozostali zaczęli rozglądać się za znajomą.
- Nie mogła przyjechać. – wymamrotałem. – Jest teraz zajęta.
Słysząc własne słowa, dotarło do mnie jakie uczucie nie dawało mi spokoju. Usiadłem powoli na krzesło, po czym przeniosłem wzrok na okno. To było rozczarowanie. Smutek i rozczarowanie…


Julie

            Wszystko działo się tak szybko. Rozmawialiśmy z Michael’em, gdy nagle poczułam jego usta na swoich. Pocałował mnie czule i pewnie nadal by to robił, lecz odsunęłam się gwałtownie.
- Co Ty wyprawiasz? – wydusiłam, spoglądając na niego w szoku.
- Myślałem, że Ty też tego chcesz.
- A czy dałam Ci jakikolwiek powód, żebyś mógł tak myśleć? – zapytałam z wyrzutem.
- No konkretnego nie, ale…
- Michael, przecież ja Cię traktuję jak przyjaciela a nawet brata!
Wstałam, zabierając okulary i miałam już odejść, gdy nagle złapał mnie za rękę.
- Posłuchaj mnie.
- Nie, nie teraz. – odparłam, wyrywając mu się. – Pójdę już.
Ruszyłam szybkim krokiem do domu. Wydawało mi się, że Paula chce mi coś powiedzieć, lecz wbiegłam po schodach na górę, nie oglądając się za siebie. Weszłam do pokoju, po czym zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie i zamknęłam oczy. Nie mogłam uwierzyć, że to stało się naprawdę. Przecież zawsze byliśmy po prostu przyjaciółmi, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłoby być inaczej… Sięgnęłam po telefon, zauważając jedno nieodebrane połączenie od Ikera. Postanowiłam do niego oddzwonić.
- Hej, przepraszam, że nie odebrałam telefonu. – odezwałam się, gdy odebrał. – Byłam tak jakby zajęta…
- Doskonale rozumiem. – odparł powoli.
Miałam wrażenie, że jest jakiś nieobecny.
- A dzwoniłeś w jakiejś konkretnej sprawie?
- Tak. Chcieliśmy, żebyś poszła z nami na małe zakupy i do kina.
- Przepraszam, że to nie wypaliło. – powiedziałam szczerze. – Może innym razem?
- Jasne.
- To nie będę dłużej przeszkadzać. Do zobaczenia.
- Cześć. – odpowiedział, po czym rozłączyłam się.
Odłożyłam telefon na szafkę i położyłam się na łóżko. Miałam straszny mętlik w głowie. Najpierw jakieś dziwne uczucia względem Ikera, a później Michael zamiast pomóc, jeszcze bardziej wszystko skomplikował. Zamknęłam oczy w nadziei, że uda mi się zasnąć choć na chwilę.


~ ~ ~ ~ ~ ~

No i mamy kolejny rozdział. Mam nadzieję, że choć w miarę Wam się podoba.
Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, Wasze opinie są dla mnie naprawdę ważne ;*
Miłego dnia! :)



czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 6



Julie

            Moim oczom ukazał się Cristiano. Uśmiechnęłam się do niego, po czym zapytałam.
- Jak tam? Też przyszedłeś odpocząć?
- Tak, dosłownie padam. – powiedział, nalewając sobie soku. – Ale przyszedłem jeszcze przekazać, że Iker Cię szukał.
- A co, dziewczyny dały mu już spokój?
Po tych słowach zaśmialiśmy się jednocześnie.
- No to pójdę do niego. A wiesz może gdzie jest?
- Chyba u siebie w pokoju.
- Dzięki. – odpowiedziałam z uśmiechem i wyszłam z kuchni.
Przeszłam przez zatłoczony salon, po czym ruszyłam po schodach na górę. Po kilku minutach zapukałam do pokoju Hiszpana.
- Proszę. – usłyszałam, więc weszłam do środka.
- Cris mówił, że mnie szukałeś. – zamknęłam drzwi i usiadłam we wskazanym przez Ikera miejscu, czyli obok niego. – Dlaczego tu siedzisz, a nie z innymi? – dodałam po chwili.
- Muszę ochłonąć po tych atrakcjach. – zaśmiał się.
- No tak, dziewczyny się chyba dobrze spisały, co nie? – szturchnęłam go z rozbawieniem.
- A daj spokój, jak chłopaki coś wymyślą… - pokręcił głową. – A ja chciałem zapytać jak Ty się bawisz?
- Świetnie! Tak się wygłupiałam, że już nie mam na nic sił.
Uśmiechnął się szeroko, przyglądając mi się przez dłuższy moment. Poczułam, że się rumienię, więc odwróciłam głowę, by rozejrzeć się po pokoju.
- Sporo tu rzeczy związanych z końmi. Tak jak u mnie. – powiedziałam z uśmiechem.
- To naprawdę kochane i mądre zwierzęta.
Rozmawialiśmy przez długi czas. Opowiedziałam mu swoją historię i wyjaśniłam, dlaczego mieszkam z rodzicami w Londynie, a nie w Polsce. On natomiast powiedział mi trochę na temat swojej rodziny i miasteczka, w którym się wychował. Poznaliśmy się lepiej i nawet znaleźliśmy kilka wspólnych zainteresowań. Siedzieliśmy naprzeciw siebie na łóżku, gdy nagle mój wzrok powędrował na szafkę, gdzie stał zegarek.
- To już 4:00?! Naprawdę jesteśmy tu już od trzech godzin? – spojrzałam na Ikera, który miał tak samo zdziwioną minę jak ja.
Spojrzał w kierunku drzwi i odezwał się po chwili:
- Coś cicho na dole.
- Bo pewnie już wszyscy śpią.
- Nie wiem jak mogliśmy się nie zorientować, że ten hałas ucichł. – przeniósł swój wzrok na mnie.
- Nie patrz tak, ja też tego nie ogarniam.
Wstaliśmy, po czym wyszliśmy z pokoju, rozglądając się dookoła. Zeszliśmy powoli na dół, gdzie był ogromny bałagan po już wczorajszej imprezie. Przeszliśmy pomiędzy porozwalanymi butelkami i innymi rzeczami, zaglądając do pokoi. Tak jak myśleliśmy, wszyscy spali.
- Chodź, zaprowadzę Cię do gościnnej sypialni. – szepnął Iker.
Kiwnęłam głową na zgodę, po czym ruszyłam za nim z powrotem na górę. Weszliśmy do pokoju, który znajdował się na końcu korytarza.
- Wszystko jest już przyszykowane. – odezwał się Hiszpan. – W sumie nam tez przyda się trochę snu.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- To ja dziękuję za mile spędzony czas.
Przysunął się, po czym przytulił mnie do siebie. Nie zastanawiając się ani chwili, objęłam go także i tak staliśmy przez moment. Chyba nawet za długi moment jak na przyjacielski uścisk… Odsunęłam się nieco zmieszana.
- To śpij dobrze. – powiedziałam, rumieniąc się lekko.
Boże, dlaczego ja się tak rumienię?! – przeszło mi przez myśl.
- Ty także. – odparł i wyszedł z pokoju.
Wypuściłam głośno powietrze z ust, po czym położyłam się na łóżku. Co to miało być?! Potrząsnęłam głową, próbując pozbyć się dziesiątek pytań, które nie dawały mi spokoju. Przekręciłam się na bok i zamknęłam oczy, cały czas czując zapach Ikera…


Iker

            Jesteśmy w pokoju, ja i Julie. Patrząc w okno, widzę, że zaczyna świtać. Przenoszę swój wzrok na towarzyszkę, po czym uśmiecham się do niej ciepło. Nie wiem jak długo panuje cisza, ale wcale mi to nie przeszkadza. Czuję dziwną chęć przytulenia się do niej.
- I co teraz będzie? – pyta, patrząc na mnie.
- Nie mam pojęcia.
- Raczej nie będą zadowoleni z takiego rozwiązania.
- A czy to ważne? – mówię, spoglądając w jej brązowe oczy.
Chyba coś odpowiada, ale nie słyszę tych słów. Zaczynam ją całować i wiem, że to mi się podoba. Kieruję się w stronę nieopodal stojącego łóżka, a ona przyjmuje moje zaproszenie. Całuję ją jeszcze bardziej namiętnie. Tylko dlaczego wcale nie czuję jak ona smakuje?

Otworzyłem nagle oczy. Przez krótką chwilę nie wiedziałem co się dzieje. Rozejrzałem się po pokoju i w końcu zrozumiałem, że to co przed chwilą wydawało się tak prawdziwe, było tylko snem. Opadłem z powrotem na poduszkę i zasłoniłem jedną dłonią oczy.
- Kompletnie Ci odbiło Iker. – powiedziałem na głos. – Niby co to miało znaczyć?
Westchnąłem głośno, po czym wstałem z łóżka. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i zszedłem na dół. Moim oczom ukazali się chłopaki, którzy zaczęli już sprzątać po imprezie.
- Panowie, nie róbcie sobie kłopotu. Ja wszystko posprzątam. – powiedziała gosposia.
- Nie ma mowy, my zrobiliśmy bałagan, więc my to doprowadzimy do porządku. – odezwał się Xabi. – O, cześć Iker. – dodał, zauważając mnie.
- No cześć, jak tam?
- A w porządku. Młodzi jeszcze śpią, a my wzięliśmy się za sprzątanie.
- Pomogę Wam. – powiedziałem, po czym zabrałem się do roboty. – A Julie już wstała?
Niepotrzebna była odpowiedź, gdyż właśnie w tym momencie usłyszałem jej głos.
- Tak, to było naprawdę świetne! – śmiała się razem z Ramosem, kiedy wchodzili do pokoju.
- Wyspałaś się? – zapytałem.
Odwróciła się w moją stronę nieco zdziwiona. Chyba nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności. Jednak po chwili na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Tak, dziękuję. A Tobie jak się spało?
- Dobrze. – odpowiedziałem z uśmiechem.
Nagle przypomniał mi się dzisiejszy sen. Odwróciłem głowę, po czym zacząłem szybciej zbierać porozwalane rzeczy. Nie uszło to uwadze Sergio.
- Co tak się spieszysz? Wybierasz się gdzieś?
- Co? Nie, nie. Tak tylko. – wymamrotałem.
Spojrzał na mnie zdziwiony lecz nie drążył tematu. Razem z Julie przyłączył się do sprzątania i tak minęła nam godzina. Gdy salon wyglądał już w miarę normalnie, w drzwiach pojawiła się gosposia. Skorzystałem z okazji i spytałem:
- Wuj już może wrócił?
- Niestety nie, panie Casillas.
Pokiwałem w zamyśleniu głową. W pewnym momencie usłyszeliśmy krzyk Carvajala:
- Iker, Twój telefon dzwoni !
Szybko udałem się do pokoju, po czym chwyciłem za komórkę. Spojrzałem na wyświetlacz i wcisnąłem zieloną słuchawkę nieco zdziwiony.
- Tak, słucham? – odezwałem się, zamykając drzwi sypialni.
- Dlaczego wczoraj nie zadzwoniłeś? – usłyszałem głos Sary. – Teraz masz zamiar mnie ignorować?!
- Nie miałem jak wczoraj się odezwać, przepraszam. – odparłem.
- A co, pocieszałeś się w ramionach jakiejś dziwki?
- Słucham?! – podniosłem głos. – O co Ty w ogóle mnie posądzasz?! Chciałbym przypomnieć, że to Ty nie odzywałaś się do mnie, a kiedy zadzwoniłem to odebrał jakiś facet! Kto to w ogóle był?!
- Nie podnoś na mnie głosu, Casillas. – przerwała mi chłodnym tonem. – Nie będę Ci się tłumaczyć, co robię. To nie Twoja sprawa.
- Nie moja sprawa? – zapytałem z niedowierzaniem. – Wiesz co, chciałem zaproponować, żebyś przyjechała do mnie i żebyśmy wytłumaczyli sobie wszystko, może zaczęli od nowa… Ale widzę, że to nie ma sensu. – powiedziałem, po czym rozłączyłem się i rzuciłem telefon na łóżko.
Dlaczego nie chciała powiedzieć kim był ten koleś? Naprawdę mogłaby tak szybko się pocieszyć? Nie, przecież to niemożliwe. A jednak, może i tak było… Chodziłem po pokoju, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Najchętniej rozwaliłbym cokolwiek w zasięgu moich rąk.
Opanowałem się po dłuższej chwili, po czym otworzyłem drzwi sypialni. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem całą drużynę Realu i Julie. Patrzyli na mnie nieco zmieszani, chyba nie bardziej niż ja.
- Cały czas tu byliście? – przerwałem tę niezręczną ciszę.
Kiwnęli powoli głowami, po czym odezwał się Cristiano.
- Nie bądź zły, nie chodziło o to, żeby podsłuchiwać. My po prostu się martwimy i…
- Ale ja nie jestem zły. – przerwałem mu.
- Serio?
- No serio. I tak byście się dowiedzieli ode mnie, prędzej czy później… Nie ma znaczenia.
Spojrzałem na nich. Ujrzałem na ich twarzach szczere współczucie i byłem im za to naprawdę wdzięczny. Przez myśl przeszło mi, że trafiłem na wspaniałych przyjaciół, którzy na pewno pomogą mi w tym trudnym dla mnie okresie czasu.
Z rozmyślań wyrwał mnie czyjś głośny chichot. Rozejrzałem się, szukając przyczyny tego śmiechu. Moją uwagę przykuł Marcelo. Chodził po korytarzu praktycznie na samych palcach i uśmiechał się do wszystkich, udając, że pozuje do zdjęć. Poprawił sobie włosy delikatnym ruchem dłoni i udawał, że poprawia makijaż.
- Och, jestem taka piękna. – powiedział.
Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Proszę to stąd zabrać, ta szklanka ma delikatną rysę, ja nie będę z tego piła! – mówił dalej, na co reszta odpowiedziała jeszcze głośniejszym śmiechem.
I choć przedstawiał Sarę, ja także w końcu przyłączyłem się do innych. Nie wiedziałem jak potrafi tak dobrze ją naśladować, ale to nie było ważne. Śmiałem się i to mi trochę pomogło, choć na chwilę. I wiedziałem, że oni nie robią tego by mnie zdenerwować, wręcz przeciwnie… Starali się jakkolwiek mi pomóc.
           
Po obiedzie każdy znalazł sobie jakieś zajęcie. Niektórzy grali na konsoli, inni coś oglądali. Podszedłem do Julie, uśmiechając się w jej kierunku.
- I jak Ci się u nas podoba? Chłopaki Cię nie męczą za bardzo? Jak oni czasami coś wykombinują, to można się bać.
Zaśmiała się, po czym odpowiedziała.
- Nie. Jest naprawdę super. – uśmiechnęła się. – Właśnie czekam na Michaela, ma po mnie przyjechać.
- Mogłaś powiedzieć, odwiózłbym Cię.
- Daj spokój, już i tak zajęłam Wam tyle czasu. – machnęła ręką. – Poza tym w drodze powrotnej mamy chyba wstąpić do jakiegoś sklepu.
- Rozumiem. – odpowiedziałem. – I cieszymy się, że zajęłaś nam tyle czasu. Fajnie, że nas znosisz. – uśmiechnąłem się szczerze.
Zauważyliśmy przez okno podjeżdżający samochód, więc wyszliśmy na zewnątrz. Przed bramą stał samochód przyjaciela Julie, a on sam chyba rozmawiał przez telefon.
- No to jeszcze raz dziękuję za wczorajszą imprezę i gościnę. – powiedziała, spoglądając na mnie.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Wiem, że to nic nie pomoże, ale chciałam powiedzieć, że mi przykro…
Od razu domyśliłem się, że chodzi jej o Sarę.
- Jeśli będziesz chciał porozmawiać to jestem dobrym słuchaczem. – dodała.
- Tak, wiem. Już raz się o tym przekonałem. – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. – I dziękuję, będę pamiętał.
- W takim razie do zobaczenia.
- Tak, do zobaczenia.
Podążałem za nią wzrokiem, gdy szła w kierunku samochodu. Kiedy miała już wsiadać, odwróciła się do mnie i posłała mi ten uśmiech, od którego od razu robiło się lżej na sercu. Pomachałem do niej ręką na pożegnanie, po czym patrzyłem jak się oddala, do momentu aż samochód Michaela zniknął z mojego pola widzenia…


~ ~ ~ ~ ~ ~

Taki sobie odcinek... Następny na pewno będzie dłuższy i mam nadzieję, że ciekawszy. Nie zanudzam już dłużej. 
Życzę Wam miłego wieczoru ;*
Pozdrawiam serdecznie.