piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 2



Julie

            Na początku nie mogłam uwierzyć własnym oczom. W moim kierunku podążał nie kto inny jak najsławniejszy bramkarz na świecie, Iker Casillas. Czy wspominałam, że jestem fanką klubu, do którego należy? Fakt, nie oglądam ich wszystkich meczów, nie śledzę szczegółowych wydarzeń w ich życiu… Po prostu nie mam na to czasu. Jednak staram się być na bieżąco z wynikami spotkań i zawsze im kibicuję.
Dopiero po dłuższej chwili uświadomiłam sobie, że stoję jak słup soli, cały czas patrząc na niego. Skierowałam wzrok na klacz i zacisnęłam lejce, modląc się w duchu, by wyglądało to jakbym sprawdzała jej uzdę.
- Cześć, przyszliśmy trochę pojeździć konno. – zaczął Iker, spoglądając w moja stronę.
- Konie już są gotowe. – odpowiedziałam z uśmiechem, patrząc w jego wyjątkowe brązowe oczy, po czym przywitałam się ze wszystkimi.
Kiedy tylko piłkarze dowiedzieli się, że jestem ich fanką, zrobili sobie ze mną masę zdjęć i rozdali swoje autografy. Czy to nie jest piękne, że tak troszczą się o swoich kibiców?
- No to co chłopaki.. Dacie już sobie radę? – zapytałam, wskazując na osiodłane konie.
- Yy… No właśnie ten… Ja w ogóle nie mam pojęcia jak obchodzić się z tymi zwierzętami. – wydusił z siebie Pepe.
Przerażenie w jego oczach było niemal namacalne. Zerknęłam na pozostałych, a widząc ich rozbawione miny, zaczęłam chichotać. Jednak po chwili odchrząknęłam lekko i wyprostowałam się, starając zachować powagę. W końcu nie mogę się śmiać z naszych klientów, prawda?
- Po to tu jestem, żeby pomagać. – powiedziałam, podchodząc do niego. – Pokażę Ci jak wsiąść na konia. Myślę, że Hestera będzie dla Ciebie najbardziej odpowiednia, bo jest najspokojniejsza.
Uśmiechnęłam się do niego zachęcająco, na co on skinął głową. Wykonywałam wszystkie czynności powoli: podeszłam do klaczy, włożyłam stopę w strzemiono siodła, chwyciłam lejce i podciągnęłam się, przekładając drugą nogę przez konia. Gdy już wygodnie siedziałam w siodle, spojrzałam na Portugalczyka, uśmiechając się.
- Widzisz? To nie takie trudne. Teraz Ty.
Zeszłam z klaczy, po czym odsunęłam się nieco, by zrobić mu miejsce. Kątem oka zauważyłam, że pozostali już usadowili się na koniach. Moją uwagę przykuł Michael spoglądający na nas z oddali. Pomachałam do niego ręką, na co on odpowiedział tym samym. Ta  krótka chwila wystarczyła, by zrobiło się zamieszanie. Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
- Co jest… - zaczęłam, lecz skierowałam swój wzrok na Hesterę.
Moim oczom ukazał się przekomiczny widok. Pepe siedział na koniu… tyłem. Dosłownie był odwrócony w stronę zadu, a nie głowy klaczy. Nie mogąc się dłużej powstrzymać, także zaczęłam się śmiać.
- Ale ja przecież robiłem wszystko tak jak Ty! – zaprotestował Kepler, co spowodowało jeszcze większy śmiech u wszystkich.
- Oj Julie, coś czuję, że powinnaś wybrać się z nami na tę przejażdżkę. – odezwał się Sergio. - Nasz kolega może jeszcze potrzebować Twojej pomocy.
- Jasne, zaczekajcie chwilę. Zaraz będę.
Po tych słowach ruszyłam w kierunku stajni. Obejrzałam się za siebie, gdzie Iker usilnie próbował jeszcze raz wytłumaczyć przyjacielowi jak wsiadać na konia. Zaśmiałam się pod nosem, po czym poinformowałam stajennego o przejażdżce, przygotowałam Geparda do jazdy i wsiadłam na niego. Gdy dotarłam do chłopaków, Pepe już prawidłowo siedział na klaczy i zdawało mi się, że jest nieco mniej zdenerwowany.


Iker

            - Ej, no coraz lepiej Ci idzie stary! – zawołał Alvaro w kierunku Keplera.
Przewróciłem oczami z rozbawienia na widok Portugalczyka. Byliśmy już od trzydziestu minut na przejażdżce, a on wyglądał jakby był bardziej zmęczony niż po najcięższym treningu.
- A co Ty taki małomówny jesteś? – zapytał Cristiano, który jechał najbliżej mnie.
- Obserwuję. Jakoś nie chce mi się odzywać zbytnio. – odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
- Chyba wpadłeś w oko tej Julie.
- Co? No co Ty. Czemu tak mówisz?
- Naprawdę tego nie widzisz? – uniósł swoją lewą brew, spoglądając na mnie jak na jakiegoś idiotę. – Co chwile zerka na Ciebie.
- Nie zauważyłem. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Uwierz mi. Jestem ekspertem w tej dziedzinie. – powiedział, na co zaśmiałem się szczerze.
Jechaliśmy nadal rozmawiając o przyjemnych rzeczach. Opowiadaliśmy naszej towarzyszce o najśmieszniejszych chwilach podczas treningów, o dziwnych sytuacjach związanych z nadgorliwymi fanami itd.
            Po godzinie, kiedy inni byli pochłonięci rozmową, postanowiłem oddalić się nieco. Skierowałem swojego konia w kierunku ogromnego drzewa. Oczywiście chciałem spędzać czas z przyjaciółmi, ale w końcu musiałem zacząć powoli przemyślać swoje sprawy. Przecież po to tu przybyłem…
Najbardziej dręczyło mnie to, że Sara tak impulsywnie podeszła do mojego wyjazdu. Jakby w ogóle nie brała pod uwagę tego, że mam problemy zawodowe i potrzebuję trochę odpoczynku. Dobrze wiedziałem, że gdybym pojechał z nią do Włoch, to wcale bym się nie zrelaksował. Musiałbym chodzić na wszystkie dziennikarskie imprezy, a to w gruncie rzeczy naprawdę potrafi zmęczyć człowieka. No i jeszcze jedna sprawa związana z moją narzeczoną… Zerwała ze mną. Z powodu głupiego wyjazdu. Zrobiła to po tylu wspólnych latach, a najgorsze było to, że w tamtej chwili widziałem w jej oczach jedynie złość. Zero żalu, zero rozpaczy… Jedynie złość. W głębi duszy miałem nadzieję, że jednak nie mówiła tego na poważnie i że może wszystko będzie tak jak kiedyś.
Potrząsnąłem delikatnie głową, by pozbyć się tego wspomnienia. Zsiadłem z konia, po czym podszedłem do jego głowy i oparłem się lekko o niego, delikatnie głaszcząc miękki pysk. Spojrzałem w kierunku coraz bardziej oddalającej się grupy. Była jeszcze jedna kwestia, która mnie dręczyła… To, że sam muszę udowodnić trenerowi, że zasługuję na grę w pierwszym składzie, wiedziałem już od dawna. Tylko co o tym myślała reszta drużyny? Niby okazują, że brakuje im mojej obecności na boisku. No i wspierają mnie, co można zauważyć nawet po tym, że przylecieli tu ze mną. Jednak miałem dziwne przeczucie, że oni także są za tym, by postawić na mojego rywala. W końcu dobro drużyny jest najważniejsze, a ja nie byłem już na boisku długi czas, co mogłoby odbić się na mojej grze. Już sam nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć…


Julie

            - Ludzie, a gdzie jest Iker? – z rozmowy wyrwał nas głos Xabiego.
Wszyscy zaczęliśmy rozglądać się dookoła, szukając Hiszpana.
- Nawet nie zauważyliśmy, kiedy zniknął. – zaczął Varane. – A jak jemu coś się stało?!
- Nie panikuj młody. – odezwał się Ramos, choć jego głos też nie był za bardzo spokojny.
Ja także nie mogłam skojarzyć momentu, kiedy mógł się oddalić. Fakt, zerkałam na niego nawet często. Wydawał się smutny i próbowałam rozgryźć co go dręczy, choć domyślałam się, że chodzi o jego sytuację zawodową. Westchnęłam, po czym jeszcze raz się rozejrzałam.
- Chyba go widzę. – powiedziałam, wpatrując się w kierunku dużego drzewa w oddali.
Chłopaki podążyli za mną wzrokiem.
- No tak, to on. Co u licha tam robi? – odezwał się Morata, na co odpowiedzieliśmy wzruszeniem ramion.
- Podjedźmy do niego, to się przekonamy.
Wszyscy zgodzili się ze mną, więc ruszyliśmy w stronę bramkarza.
- A tak w ogóle, to jutro wybieramy się na imprezę. Może chciałabyś iść razem z nami? – zwrócił się do mnie Ronaldo.
- To miłe z Waszej strony, ale nie chcę przeszkadzać.
- Daj spokój, będzie nam bardzo miło jak pójdziesz. – wtrącił się Alonso. – Bądź gotowa jutro o 19:00, wpadniemy po Ciebie. A impreza będzie na plaży.
Zastanawiałam się jeszcze przez chwilę, ale ostatecznie przekonał mnie Pepe, który powiedział, że w taki sposób może podziękować za dzisiejszą pomoc.


Iker

            Pogrążając się w myślach i nadal głaszcząc swego towarzysza, zauważyłem, że w moim kierunku podążają chłopaki razem z Julie. Czy Cris mógł mieć rację, że wpadłem w oko tej dziewczynie? Niemożliwe.
- Człowieku, co Ty wyrabiasz? – usłyszałem głos Xabiego. – Nie wiedzieliśmy gdzie się podziałeś.
- Taa, no i Varane nam prawie zawału dostał. – zaśmiał się Ramos.
- A Ty wcale nie byłeś lepszy! Tylko tak udawałeś! – odgryzł się Raphael.
- Dobra chłopaki, wyluzujcie. Przecież nic mi nie jest.
Uśmiechnąłem się do nich, rozluźniając nieco atmosferę.
- To co, wracamy? – zapytałem, na co wszyscy przytaknęli. – Kepler, jak tam? W porządku?
- Klacz jest naprawdę spokojna. – odpowiedział klepiąc ją po szyi z odrobiną lęku. – Ale wszystko mnie boli. Normalnie jakbym ćwiczył cały dzień…
Wszyscy zaśmialiśmy się, po czym wsiadłem na swojego konia.
- A właśnie. Zaprosiliśmy Julie na jutrzejszą imprezę na plaży. – zwrócił się do mnie Ronaldo.
- Oo, no to super! – uśmiechnąłem się w jej kierunku. Odpowiedziała mi tym samym.
Przez dłuższą chwilę jechaliśmy w milczeniu, podziwiając piękne widoki. Słońce powoli zaczynało zachodzić. Gdy już prawie byliśmy u celu, odezwała się Julie tak, że tylko ja mogłem ją usłyszeć.
- Przy koniach lepiej się rozmyśla o ważnych sprawach, prawda? Jakoś można się przy nich skupić i czuć po prostu spokój. Wiem coś o tym.
Mrugnęła do mnie okiem, po czym wyminęła i pojechała w kierunku stajni.
Skąd ona wiedziała, że mam tak samo? I skąd wiedziała, że myślałem o czymś naprawdę ważnym?


~ ~ ~ ~ ~ 

Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia co do tego rozdziału, ale ocenę pozostawiam Wam. Obiecuję, że w następnych odcinkach Iker nie będzie już aż taki melancholijny ;)

Pozdrawiam Was serdecznie.


2 komentarze:

  1. Haha Pepe mnie rozwalił po całości xD Nie wiem jak on to zrobił, że usiadł tyłem na koniu xD I Cris ekspert w sprawach damsko-męskich :D Sara głupia, że olała takiego faceta -.- Ale dzięki temu Julie skorzysta xD Czekam na nowy ! ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. biedny Pepe, ale z kogoś trzeba zrobić durnia :D tak dla rozrywki hah
    No Iker strasznie zamyślony, ale co mu się dziwić i tak dobrze to znosi. A Ronaldo zapewne ma rację.

    OdpowiedzUsuń